Dymitr Głukchowski, który dał nam się już poznać jako świetny autor powieści postapokaliptycznych (Metro 2033 oraz jej kontynuacja Metro 2034), w końcu pokazuje swoje prawdziwe oblicze.
Na tylnej okładce ktoś wymienia nazwiska Dana Browna i Stephena Kinga. Po dotarciu jednak do ostatniego rozdziału Czasu zmierzchu, mi na myśl przychodzi tylko jedno nazwisko – Philip K. Dick. Nagle jasno widać wspólny mianownik tych trzech powieści – to rozmyślania nad tym, kim jesteśmy, a na dodatek w Czasie… Głukchowski używa figury identycznej, jak czynił to w swoich opowiadaniach nieodżałowany Dick.
Książkę przeczytać należy bezwzględnie i koniecznie – warto! Oprócz niezwykłego rozwiązania fabuły i pozostawienia czytelnika ze swoimi myślami, książka pełna jest barwnych opisów, do czego już wcześniej Dymitr zdołał nas przyzwyczaić. Opisy przejścia przez bagna i tropikalną puszczę, wymieszane z opisami szarej rzeczywistości moskiewskiej wspaniale oddają to, jak człowiek potrafi się zanurzyć w swoich fantazjach podczas pasjonującej lektury – czego i Wam życzę 🙂